19 lutego 2014

Nowe oblicze Kościoła! Z wizyta u Luteranów


Nigdy nie zagłębiałam się w innych religiach, jakimi prawami się kierują ani tym czy w stosunku do mojego wyznania ich wiara jest bardziej restrykcyjna bądź też mniej. Nie obchodziło mnie to!
W niedziele dostałam zaproszenie uczestnictwa we mszy (dodam, że tego posta nie piszę w Polski) – zgodziłam się bo to w końcu jakieś nowe doświadczenie. A co.


Jednak zamiast słowa „msza” określiłabym to mianem spektaklu. Tak, takiego z tańcami i śpiewami.
Otóż w tę niedzielę było rozdawanie książek dla wszystkich 4 latków – coś na kształt poradnika – co to jest dobro i kiedy go czynimy a tym samym co to jest zło i jak mamy się bronić przed nim. Tylko gdy dziecko skończy 4 lata może dostać taką książkę więc tym samym msza wyglądała nico inaczej.
Wchodząc do kościoła widziało się to co u nas – miejsce dla organisty, ławki do siedzenia, główny ołtarz na podwyższeniu i ambona. Wszystko jest na swoim miejscu…ale z chwila jak kapłan wyszedł wszystko się zmieniło. 

Nie było żadnego dzwonienia ani znaku że msza się zaczyna, organista też siedział cichutko, tylko ludzie hmmm zrobił się szmer, ktoś się śmiał i ktoś machał (myśle sobie chyba oszalał). Kapłan wyszedł nie do ambony tylko do ludzie, chodził między krzesłami i witał się z nami. Jakaś dziewczynka z końca sali do niego krzyczała że się z nią nie przywitał – więc ten zawrócił i podszedł do niej. Oj mega miło się na to patrzyło i doświadczało – od razu wszystkim się humor poprawił i pojawił się przysłowiowy „banan na twarzy”. 

Trochę pośpiewaliśmy (ja tam nuciłam bo słów nie znałam), było 1 i 2 czytanie a następnie krótkie słona od kapłana jako ewangelia połączone z nauczaniem. 
To wszystko trwało nie więcej niż 10 minut, bez przedłużania, bez majestatycznego wychwalania, śpiewania. Główną część mszy stanowiły dzieci i to też one zrobiły przedstawienie, które obrazowało to wszystko co jest w ich książce czyli jak z „brudnego i niegrzecznego” chłopca można stać się bardzo miłym i pomocnym człowieczkiem. Po spektaklu, przyszedł czas na śpiewy gdzie każdy mógł klaskać, trzymać ręce w górze i wachlować nimi jak chciał, natomiast kapłan w tym samym czasie wyczytując wszystkie 4-latki zapraszał ich z rodzicami, gdzie zajmowali miejsca na głównym ołtarzu! Cała przestrzeń była zapełniona dziećmi. Siedząc po turecku rodzice pokazywali książeczki dzieciom. Jeszcze jedna pieśń, jakaś śmieszna anegdotka przytoczona przez kapłana i pożegnanie z wiernymi. 

Ale zaraz zaraz!- nie było rozdawania Komunii Św., nie było klękania na kolana ani podawania sobie znaku pokoju! Czyżby to nie była msza tylko zwykłe spotkanie?! 

Na moje pytanie odpowiedzieli mi w prosty sposób – Kościół ma służyć wiernym a my nie chcemy żeby tym samym był sztuczny i traktowany jako obowiązek. Zachowujemy się w nim tak swobodnie jak u siebie w domu. Chcesz Komunię Św.? Oczywiście nie ma problemu, możesz pójść za kapłanem a on czekać będzie na Ciebie jeszcze przez 15min od zakończenia mszy czy to na rozmowę czy do podania Ciała Chrystusa.  Raz w miesiącu jest odprawiana msza z klękaniem i Komunią Św, ale zwykle jest tak jak teraz. 

Ok, takie wytłumaczenie mi wystarcza, bo przecież nigdy nie zagłębiałam się w innych wiarach – przecież Bóg jest jeden.
Ale co to nikt nie wychodzi z Kościoła?  A tak, prawie wszyscy zostali by sobie pogadać przy kawie i cieście upieczonym przez ochotników! No tego jeszcze nie było, żeby w kościele ludzie zajadali się pączkami i popijali espresso w rytm Allelluja. 

To doświadczenie było niezwykłe bo jakże różne od tego co spotykany co tydzień. 
Kościół Luterański  - chyba jeszcze tam wpadne po to by popatrzeć na szczęśliwe i roześmiane twarze ludzi. :)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz